Wydawać by się mogło, że kulturze funeralnej w Polsce nie grozi drastyczna rewolucja. W zdominowanym przez tradycję religijną społeczeństwie nie znamy alternatywy. Co zresztą miałoby być taką alternatywą dla standardowych ceremonii kościelnych czy tych świeckich z nutą urzędowości?
Tylko czy te znane obrzędy nie stały się dla nas czasem pustą formą, powtarzaną z przyzwyczajenia, bez głębszego, prawdziwego przeżycia? Ile w nich naprawdę prawdy o tym, kogo żegnamy? Ile naszych słów, naszego żalu, naszej miłości?
Czasem mam wrażenie, że zgubiliśmy gdzieś po drodze samo pojęcie „znaczenia”. Obrzęd stoi w centrum, a człowiek – z jego historią, wartościami, relacjami – pojawia się gdzieś na końcu, niemal marginalnie. A przecież żałoba to nie jest moment na powtarzanie cudzych słów. To czas, by zatrzymać się nad własnym doświadczeniem. Nad życiem, które było naprawdę nasze – ze wszystkimi kolorami, relacjami, pasjami.
Co więc zamiast tego? Co, jeśli chcemy pożegnać kogoś w sposób osobisty, prawdziwy, bez poczucia winy, że nie wpisujemy się w gotowe schematy?
Czym tak naprawdę jest rytuał? Nie musi być religijny. Może być wspólnym gestem, który nadaje sens – zwykłą czynnością wyniesioną do rangi znaczenia. Rytuał mówi: to, co przeżywasz, ma wagę. To, co było, zasługuje na pamięć. To, co teraz – wymaga zatrzymania.
Może być zapaleniem świecy. Ciszą, której nikt nie przerywa banałami. Piosenką, którą lubił. Słowem „dziękuję” lub „przepraszam”.
Humanistyczny pogrzeb to nie zamknięta forma. To płótno, na którym Ty i Twoi bliscy możecie namalować własny obraz pożegnania. Nie narzuca niczego – nie wymaga ani ateizmu, ani odrzucenia duchowości, ani rezygnacji z modlitwy. Jeśli dla Ciebie ważna jest modlitwa – możesz ją powiedzieć. Jeśli chcesz wspomnieć, że zmarły utożsamiał się z określoną tradycją, miał ulubione święto, pieśń – możesz to zrobić.
Proporcje mogą być dowolne. Czasem wystarczy jedno wspomnienie, jeden gest. Czasem to pół na pół – elementy wyznaniowe i głęboko osobiste, wspomnieniowe.
Myślę też o pogrzebach w naszej rodzinie. Wiele lat temu żegnaliśmy moich rodziców, dziadków, brata mamy. Wszystkie te pożegnania były formalnie wyznaniowe. Ale prowadził je duchowny – który był członkiem naszej rodziny. Znał bardzo dobrze osoby, które żegnaliśmy. Był z nami blisko i miał w sobie wielką otwartość.
Nie ograniczał się do formułek – opowiadał o nich jak o ludziach z krwi i kości. Wplatał osobiste wspomnienia, mówił o tym, co naprawdę było dla nich ważne. Te ceremonie były trochę wyznaniowe, trochę humanistyczne – może pół na pół. I to było w porządku.
Tak właśnie może być – proporcje zależą tylko od nas. Mogą wynikać z tego, kim była ta osoba i czego potrzebują bliscy. Czasem wystarczy krótka modlitwa. Albo wspomnienie, że zmarły utożsamiał się z określoną tradycją, miał swoje ulubione święto, modlitwę, pieśń.
Humanistyczna ceremonia nie oznacza, że religijne elementy są zakazane. Oznacza tylko tyle, że nic nie jest obowiązkowe. Że wszystko, co się pojawi, ma mieć sens. Ma być prawdziwe. Ma być dla niego, dla niej. Dla nas.
Dlatego warto o tym rozmawiać wcześniej z bliskimi. Warto spisać swoje preferencje, opowiedzieć o tym, co dla nas ważne. Żeby kiedyś – w tym trudnym momencie – było łatwiej zrobić to po swojemu. Tak, jak naprawdę chcielibyśmy być zapamiętani i pożegnani.
Bo kiedy znane formy przestają działać, człowiek – świadomie lub nie – zaczyna szukać. Nowych gestów. Prawdziwych słów. Głębi. W czasie pożegnania szukamy tego szczególnie: ukojenia, bliskości, sensu.
Humanistyczna ceremonia jest przestrzenią na to wszystko. Nie obiecuje zbawienia. Nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych. Nie próbuje tłumaczyć tajemnicy śmierci cudzym językiem. Zostawia przestrzeń na nasz język. Nasze wspomnienia. Naszą prawdę.
To również odpowiedź na deficyt symboli i rytuałów, które naprawdę nas dotyczą. W kulturze, gdzie wiele gestów stało się pustymi formami, a słowa często tracą ciężar, rytuał humanistyczny – stworzony od podstaw, w odpowiedzi na konkretne życie – odzyskuje znaczenie. Przypomina, że wartości nie istnieją w próżni, ale w relacjach. Że sens nie jest dany raz na zawsze, ale może być budowany – razem, w spotkaniu, w pamięci, w obecności.
Badania Roberta Neimeyera, Margaret Stroebe czy Stephena Doka pokazują, że znaczące, symboliczne rytuały pożegnania mogą łagodzić objawy żałoby, a nawet zapobiegać jej komplikacjom. William Worden – jeden z czołowych badaczy żałoby – podkreśla, że jednym z najważniejszych zadań żałoby jest „znalezienie trwałego miejsca dla zmarłego w swoim życiu emocjonalnym”.
Dobrze przygotowana i przeżyta ceremonia wspiera to zadanie. Pomaga wyrazić to, co trudne. Nadać słowom ciężar, a ciszy znaczenie. Zgodzić się na przemianę, nie zapominając o bliskości.
To rytuał, który odzyskuje znaczenie. Nie dlatego, że jest spektakularny. Ale dlatego, że jest ludzki.
„erozja„
kiedy blednie to,
czym obdzielano wszystkich
tak samo, po równo —
co nam zostaje?
jak utrzymać
to, co potrzebne,
kiedy siedzimy
na dachu superszybkiego pociągu,
jak zatrzymać czas
żeby zwykłe
stało się wyjątkowe,
pamięć wychodziła
poza znaczenie
na planecie pogubienia
już nie wiemy,
co znaczą inni,
co oznaczamy sami,
czy cokolwiek
jeszcze znaczy cokolwiek
znaczenie nie jest dane raz na zawsze,
rodzi się na nowo
w każdej opowieści
z tego, co było ważne